Jak Cię widzą tak Cię piszą. A jak Cię słyszą to…?
Warto zadać sobie to pytanie, jaki wizerunek budujesz wypowiadanymi słowami?
Rozumiem, że w życiu każdego przychodzi taka chwila, że aż chce się wykrzyczeć jakże polską „pannę lekkich obyczajów”. Ale co, jeśli ona i jej świta na stałe zagoszczą w słowniku?
Zastanawiałeś się, jak jest to odbierane?
Na pewno przeklinanie nie dodaje powagi ani autorytetu. Świadczy raczej o słabości charakteru, niedojrzałości lub próbie zamaskowania kompleksów. Dlaczego?
Rynsztokowe słownictwo to objaw niepanowania nad emocjami lub bezmyślne uleganie modzie: „Przecież wszyscy tak mówią, co w tym złego?”.
A teraz przypomnij sobie polski stand up. Ile razy, nie byłoby źle tylko „Po co tyle przeklinania. Nie można już dziś nic ciekawego powiedzieć bez wulgaryzmów?”. Brzmi znajomo? To teraz już wiesz, jak to wygląda z boku.
Jeśli jesteś kobietą, przeklinanie może być odebrane jako chęć dorównania mężczyznom. A przecież, nawet w biznesie nie o to chodzi. Kobiety i mężczyźni inaczej się ubierają, w innym stylu prowadzą swoje przedsiębiorstwa, w inny sposób rozwiązują problemy. Nie ma potrzeby kopiować (i to słabych) przyzwyczajeń mężczyzn.
Zwłaszcza w płaszczyźnie biznesowej, samokontrola jest sygnałem, że dbamy także inne płaszczyzny naszego życia: finanse, karierę, jesteśmy stabilnym kontrahentem.
Poza tym pamiętaj: przekleństwa często wywołują u innych odrazę, lęk a nawet agresję. A przecież osoba z klasą dba o to, żeby inne osoby czuły się przy niej komfortowo.
Osoba dojrzała emocjonalnie potrafi: zwrócić uwagę, skrytykować czy pochwalić bez używania wulgaryzmów – wulgaryzmy to droga na skróty. Trzeba oczytania, wyobraźni i kultury aby zwykłą „k…wę” zmienić w ciąg słów, o podobnym ładunku emocjonalnym. Zapewniam jednak, efekt jest wart włożonego wysiłku i pracy.
Powodzenia!